sobota, 5 grudnia 2015

Spacerkowanie.

Byłyśmy we 4 na spacerze. 10 km, 4h w lesie. Oczywiście jest w to wliczony nasz piknikowy postój.
Byłam ja, Luna oraz Weronika z dobermanką Mafią. Dziewczyny się wyszalały, a my rozmawiałyśmy i delektowałyśmy się klimatem.
Lunka zaliczyła też 1 lekcję posłuszeństwa u Weroniki, która jest też jej osobistą trenerką ;)

Po tym spacerze mogę z całego serca polecić:
1. Chojnowski Park Krajobrazowy - nie ma lepszego miejsca z dala od miasta (i blisko do miasta ;) ) na spacer z psami. Las, łąki, dróżki, ahh!
2. Sesję zdjęciową u Weroniki. Ma świetne oko a zdjęcia od niej są bajeczne!
3. Indywidualne psie szkolenie u Weroniki. Jej psy są najlepszą rekomendacją ;)
Ma serce i podejście do psów. Bez wahania powierzyłabym jej nawet najtrudniejszego psiaka!
3. Termos z gorącą herbatą <3 Jesienne spacery powinno się dopełniać łykiem dobrej herbaty!
4. Juliusy k9 IDC Power. Dalej bez zastrzeżeń. A na tym spacerze zaliczyły wszystko... łącznie z psim nieporozumieniem ;)

A poniżej zdjęcia autorstwa Weroniki oraz link na jej stronę.







sobota, 28 listopada 2015

Jesiennie tak


Jesień złota, bursztynowa i ciepła to przyjemna jesień. Jesień mroźna, szara i wietrzna nie brzmi najlepiej, ale mimo to jakoś można z nią żyć. Dzisiaj zrobiłyśmy 5km, może nie jest to jakiś wyczyn, ale ja jestem zadowolona. :)
Niedługo zaczynamy robić podchody pod szkolenie na psa tropiącego. Marzy mi się by Lunka zdała egzaminy i mogła pomagać przy poszukiwaniach osób zaginionych <3
Zobaczymy co nam z tego wyjdzie.


Jak możecie zobaczyć na zdjęciach nadal chodzimy w Juliusach. Póki co są OK, zdecydowanie jesteśmy zadowolone. Było szarpanie się, były "ucieczki znienacka", było ciągnięcie pt "no rusz się w końcu!". Dają rade.


Tak nam mijają dni bardzo szybko, tak jakoś życie nam pędzi.
Co z tego wszystkiego będzie? Same nie wiemy. Ale marzymy sobie cały czas i snujemy wspólne plany :)

wtorek, 17 listopada 2015

Szansa na horyzoncie - czyli z życia wzięte.

Nie jest tak źle! Co prawda nie udało nam się znaleźć mieszkania, ale na horyzoncie majaczy się zarys czegoś większego (ekhm) mniejszym kosztem. Zobaczymy z co z tego wyjdzie!
Teraz za to Luniaste towarzystwo zbiera się w sobie by zacząć na siebie zarabiać, tzn maszyna pójdzie w ruch i zobaczymy co z tego będzie!
W końcu trzeba się realizować, czyż nie?

Co do naszych Juliusów K9, to nadal zdają egzamin na 4. Czekamy sobie aż upasione wilczydło zacznie znów iść w górę... faza szybkiego wzrostu już się skończyła, a panienka odkłada sadełko niczym porządna nastolatka. Marzy nam się wycieczka gdzieś w Polskę, ale co z tego będzie? Nie wiadomo...


Czas nam się rozmywa, wszędzie "coś", ciągle jakieś sprawy... A tyle chciało by się zrobić! 




poniedziałek, 12 października 2015

Julius K9 IDC Power - czyli wrażenia

Był post o rozważaniach, czas na post o odczuciach. Zakupiłyśmy z Luną Julius'y K9 IDC Power rozm. 1.

Jako, że Luna była wtedy mniejsza szelki były ciut za duże, ale obecnie (10 miesięcy) są idealne, a regulacja pozwoli nam na więcej z czasem :).
Do szelek zamówiłyśmy logo z napisem WOLFDOG i postanowiłyśmy przetestować.

Powiem szczerze, że zdają egzamin. Poza spacerkami po mieście, testowałyśmy je ostatnio biegając po naszym lesie - nie po ścieżce a po chaszczach i kniejach. Produkt cały, suka cała, wszystko pięknie. Jesteśmy bardzo zadowolone. Brak obtarć, nic się nie naderwało (a mogło by chwilami). 
Zobaczymy na przestrzeni kilku miesięcy jak się będą trzymały i wydamy ostateczną opinię, łącznie z tym, czy trzeba zakupić większy rozmiar jak psina osiągnie ostateczne rozmiary :)

Punktem następnym będzie dokupienie sakiewek, zobaczymy co Luna na to ;) Szykujemy się, by w przyszłości śmigała na wycieczkach z większym obciążeniem na większych dystansach. 






niedziela, 13 września 2015

Czas zmian - czyli trzeb iść do przodu

Będąc teraz daleko od domu, mając wiele czasu na przemyślenia (praca jaką tu wykonuje umożliwia mi całogodzinne rozmyślanie i zatapanie się w najglębsze zakątki mojego umysłu) doszłam do pewnych wniosków. Nie są to myśli nowe, ale teraz wydają się być zdecydowanie silniejsze i konieczne do zrealizowania. Myśli te dotyczą spraw czysto osobistych, ale idą równo z moim wilczym sercem - Luną.

Życie stawia przed nami nowe potrzeby, nowe pragnienia i zmusza nas do ich realizacji poprzez różne mało przyjemne odczucia. Może trochę skaczę na głęboką wodę (i to z wilczakiem), ale muszę -MUSIMY to zrobić. 

Musimy się wyprowadzić. Nie, nigdy nie mieszkałyśmy u naszego smaca alfa. On ma swoją nore a my miałyśmy swoją. Tylko, że nasza to dom rodzinny, to wieczne bycie "córką''. To bycie wiecznym dzieckiem zaczyna być uciążliwe, mimo że wielu moich znajomych chwali sobie taki styl życia i za nic w świecie nie zamieniło by się na własne, odpowiedzialne i mniej wygodne... 

Jednak my musimy mieć SWOJE miejsce. Szukamy go, staramy sie wszystko posklejać. Tak naprawde to ja staram się poskladać wszystko  w głowie, moja Luna nie musi się tym martwić.
Muszę znaleść tanie lokum o znośnym metrażu w odpowiedniej lokalizacji. Bardzo tanie, bo nigdy nie wiem co będzie za miesiąc. Musi być wystarczająco blisko wszystkich mioich baz, a dodatkowo wymagamy by akceptowało zwierzęta. Ba, musimy mieć swój pokój i w miare przyjazną okolice - W końcu wilczak to wilczak a nie york. Wszystkie te nasze wymagania razem, składają się w coś co na wejśćciu dostało łatkę "awykonalne".

I co teraz? Oczywiście szukamy po znajomych, rozpytujemy, przeszukujemy internet. W wersji awaryjnej możemy mieszkaćz kimś, ale ten ktoś ma podobne wymagania co my. Podwójnie "awykonalne". Dwie kobiety, dwa psy i kot. Malo pieniędzy, te same potrzeby względem lokalizacji... Potrzeba nam chyba odrobiny szczęścia. 

W idealnym świecie mieszkałabym sama z Luną, płacąc studencki (niski) czynsz i dopłacała za internet.  Mialybyśmy blisko na uczelnie, do miłości, do parku, do domu rodzinnego (wzlędnie blisko, bo to dość daleko :P) . 

Jak to będziędzie - nie wiem. Myślę, szukam, rozpytuje, męcze, marzę, łudzę się, śnię na jawie. Kiedy nam się uda, czy w ogóle nam się uda, czy będzie dobrze, czy nie popełnimy największego błędu w życiu... Nigdy nie wiemy. Nigdy tego nie wiemy. Patrze na ekranie w te złote wilcze oczy i myślę: "musi nam się udać moja bura rozbojnico, musi"

czwartek, 10 września 2015

Rozstania. Czyli unikamy, ale czasem trzeba...

Nie spodziewałam się, że będę musiala się rozdzielić z moim Wilczątkiem na tak długo. Cały czas zakadałam, że zawsze będę mogła wszędzie ją ze sobą zabrać, nawet kosztem naginania pewnych zasad, regulaminów itp. Niestety, życie szybko mnie zweryfikowało i musiałam wyjechać na pare ładnych tygodni... Co zrobić w takiej sytuacji? Wilczaki przywiązują się wyjątowo mocno i często ?przeżywają nawet kilkugodzinne rozstanie. Jak zatem poradzić sobie z kilkutygodniową rozłąką? 

U nas sprawa ma się o tyle dobrze, że nie rzuciłam mojej burej na głęboką wodę. Zdarzało się tak, że kilka dni musiała spędzić na wsi u mojej mamy. Stopniowo przyzwyczajała się do pomieszkiwania z innym stadem/sforą/watahą. Oczywiście, nie było to różowe, ale znośne. Znała otoczenie, ludzi, zwierzęta, zapachy. Miała swoje bezpieczne kryjówki, zwyczaje, które praktykowała tylko mamy na podwórku. 

Wiem, że tęski za mną i płacze me serce gdy o tym myślę. Straam się skupić na tym, że robie to też dla niej. Dzięki temu będziemy ogły mieć takie życie na jakie zasługujemy, spełniając marzenia. Musi przecierpieć te dni by potem cieszyć się mną i innymi rozrywkami. Nie dzieje jej się krzywda - muszę o tym pamiętać. Ma zapewnionyruch, zabawe, pożywienie, ciepło, miłość, naukę. Ten miesiąc z hakiem jakoś przeżyjemy, pózniej będzie tylo lepiej. Życie czasem doświadcza nas na różne sposoby. Nie zawsze są to sytuacje przyjemne miłe czykomfortowe dla nas i/lub naszych bliskich. Trzeba nauczyć się tego, by przejść to w możliwie jak najmniej bolesny sposób!

Nie jestem osobą bez serca - po 3 tygodniach przyjechałam do domu na weekend, żeby móc wyściskać psiaki, zwierzaki i inne stworzenia. Chociaż tyle, aby nie zwariować. Wilczydło? Pozatum, że niegrzeczne gdy mnie nie ma, nie okazywała inaczej swego bólu z powodu rozłąki :) Pozostało jeszcze trochę, już niedługo razem ļedziemy leżały na sofie i pisały posta! 

czwartek, 30 lipca 2015

SLED szelki - czyli pierwsza lekcja dogtrekkingu ;)

Ten post będzie o:
1. nowych SLED'ach
2. Pierwszej lekcji trekkingu a właściwie DOGtrekkingu. 

1. Zacznijmy od początku!
W ramach psich sportów postanowiłam zacząć poważny dogtrekking. Zaczęłam od zakupów.
Po przeszperaniu internetu wybór był prosty --> sklep SALI.PL

Ceny przystępne, wizualnie OK, paru blogerów też robiło tam zakupy --> zaufałam. Nie znam się (jeszcze) na tym, to moja pierwsza przygoda z dogtrekkingiem zobaczymy za parę tygodni jak szelki zdadzą egzamin. Oczywiście zakupiłam "akuratne" czyli takie by w obwodzie już pasowało ALE by pasowało nam również za miesiąc czy dwa... czyt, ciut za duże (zobaczycie na zdjęciach).

Luna wygląda w nich nieco zabawnie, zwłaszcza jak stoi. Paski śmiesznie odstają i w pierwszej chwili nieco zwątpiłam :p dopiero jak podpięłam sukę do smyczy i ruszyła - dostrzegłam jakiś sens.



UWAGA. Jeśli coś odstaje nie przejmujcie się tym. Jeśli w ruchu zdaje egzamin - jest ok. Przynajmniej tak mi się wydaje :) 

Wracając do samych szelek... Wszystko zgadza się z opisem. Solidnie, sensownie, bez udziwnień. Polecam, zwłaszcza jeśli jesteśmy początkujący i nie chcemy wydać fortuny na "dzień dobry".

Co do noszenia i użytkowania - psa trzeba nauczyć w nich chodzić. Nie jest to takie hop-siup. I właśnie tu zaczęła się nasza 1 lekcja dogtekkingu :)

2. Z początku Luna musiała zrozumieć, że ma iść przede mną. Szelki skonstruowane są dla psów ciągnących czyli logiczne - pies nie może iść obok nas ani nieco przed nami. Żeby ją do tego przekonać wymyśliłam komendę "prosto" która w Luniastym języku ma oznaczać "idź przed przewodnikiem, środkiem". Pies nie rozumie polskiego, a słowa mają taki sens jaki mu nadamy :) Zaczynam zawsze od "idź" co po naszemu oznacza "możesz już ruszyć". Kiedy zaczyna iść zachęcam ją by mnie wyprzedziła, mówiąc PROSTO. Kiedy trafiała na właściwy tor słyszała milutkie "dobrze!". Szło jak szło, ale jakoś załapała. Oczywiście zbaczała z trasy, przecież była w nowej okolicy i ciekawość czasem zwyciężała, ale nie ganiłam ją zbyt mocno. Korygowałam i powtarzałam wszystko w koło. W połowie drogi w jedną stronę, trzymałam się już kategorycznie "PROSTO", jeśli zbaczała z trasy słyszała "NIE", które zna aż za dobrze.

Ciężki trening, ale to nasza 1 lekcja była więc do zaakceptowania. Następnym razem nie będzie zadziwiona nową okolicą, będę wymagała już więcej.



Jakie wnioski z tej lekcji?

Żeby SLEDy miały sens, pies musi być usłuchany na spacerach i znać podstawy. Jasne, można go tego uczyć mając szelki (uprząż) tak jak my to robimy, ale łatwiej będzie gdy nasz pies opanuje chociaż chodzenie przed nami na komendę. Lunę uczyłam tego "na" obroży. Inaczej nie umiała zrozumieć o co mi chodzi. Sledy mają kółeczko tuż przy ogonie, więc manewr smyczą jest utrudniony, bo sledy nie służą ani do zmiany kierunku ani do "przeciągnięcia" na przód.

Jak na razie, to jedyne nasze spostrzeżenia. Zobaczymy co będzie dalej!